Czy to co Wam tutaj prezentuję to typowa opowieść blogowa? Prawdopodobnie nie ? Mam jednak nadzieję, że czytający znajdą tutaj parę przydatnych informacji, które pomogą odnaleźć się już na miejscu, ewentualnie pomogą zaplanować wyjazd do Norwegii. Wybaczcie zatem czasem może nieco krótkie, mało literackie wypowiedzi. Ale co chciałam, mam nadzieję przekazałam ? Czy warto wybrać się do Norwegii pomimo kapryśnej pogody? ZDECYDOWANIE TAK!
Dzień 1:
To trasa z Krakowa do Gdyni. 660km wejście na prom o 19:00. O 7:30 rano byłyśmy już w Karlskorone.
Dzień 2:
Trasa: Karlskrona – Son 593 km, 6h 50min
https://goo.gl/maps/skLoTvhxjDAweTkCA – taką drogę miałyśmy w planach.
Na promie poznałyśmy Norwega mieszkające w Szwecji, który chce się przeprowadzić do Polski (trochę wybiłam mu ten pomysł z głowy). Spodobało mu się w Warszawie i tak sobie to wymyślił. Po rozmowie stwierdził, że jednak przemyśli sprawę. Nie bardzo mógł zrozumieć, że nie będzie mógł sobie wyjechać na 4 tygodniowy urlop, kiedy tego zechce. U nich 4 tygodnie w jednym kawałku pracodawca ma obowiązek udzielić. Znalazło się też i parę innych rzeczy, które trudno mu było pojąć… Tak więc Aleksander jechał do Goteborga, gdzie mieszka i zabrał nas nieco inną trasą niż planowałyśmy. Nr 27. Różnica w czasie nieznaczna, trasa nieuczęszczana jak się okazało. Radary prędkości były, ale jak nas Aleksander uświadomił, podobnie jak w Polsce robią zdjęcia tylko od strony nadjeżdżającego pojazdu. Tak więc bardzo się nie przejmowaliśmy.
Dzień 3:
Trasa: Son – Fjaera 380 km, 6h
https://goo.gl/maps/oiZjrsqdfm1v1Htr8
Sama trasa nie była jeszcze zbyt ciekawa. To ostatni odcinek naszej drogi dojazdowej do Hardanger, więc nie będę się rozwodzić. Aczkolwiek oczy nam się już zaczynały szeroko otwierać . Trasa robiła się coraz bardziej widokowa.
Zaczęły się pojawiać tunele. Na początku nawet te parusetmetrowe wydawały nam się długie. Następnego dnia parokilometrowe już przestawały robić wrażenie. Są bardzo różne. Jedne super oświetlone, inne niekoniecznie. Asfalt zawsze jest w dobrym stanie. Natknęłyśmy się na tunel z dwoma pasami ruchu w każdym kierunku. Były i takie z rondem w środku. I już myślałam, że nic mnie więcej nie zaskoczy, dopóki nie dojechał do skrzyżowania ze światłami 😉 Co jest zaskakujące, w tunelach (bez względu na długość i głębokość) nigdy nie zrywało połączenia. Googlempas działało zawsze. Również interkomy bez zarzutu.
O stacjach benzynowych słów parę. Potem będę już wyłącznie zachwycać się widokami 😉 Stacje są dość często. Oczywiście w górach niekoniecznie, trzeba zatankować wcześniej. Stacje w 95% są samoobsługowe. Płatność jest kartą. Należało podać pin oraz numer dystrybutora, z którego korzystałam. Z karty była ściągana tylko równowartość transakcji. Bardzo rzadko zdarzają się stacje z możliwością zapłaty gotówką. Często jest tak, że na stacji jest obsługa, restauracja, sklep z art. motoryzacyjnymi, ale płatność jest wyłącznie kartą. Nie zdarzyło nam się, żeby jakąś kartę odrzuciło.
Tego dnia po przyjeździe na miejsce spotkała nas kolejna miła niespodzianka. Szczęśliwie okazało się, że w ośrodku , gdzie miałyśmy nocować jest liczna grupa zorganizowana i przeniesiono nas do oddalonego 2 km. miejsca. Na wyposażeniu suszarka do prania i kolejne miłe zaskoczenie – sauna. Po dwóch godzinach od przyjazdu siedziałyśmy już w środku. Miałyśmy 1,5 godziny, żeby się nią nacieszyć.
Nocleg: płatność na miejscu (1 500 NOK = 667 PLN / 222.34 PLN/os. Pokój rodzinny ze wspólną łazienką (taka była rezerwacja). Śniadanie wliczone w cenę.
Fjæravegen 138, 5598 Fjæra, Norwegia, Fjæra, NO
Dzień 4:
Trasa: Fjaera – Hardanger – Bergen 4 godz. 222 km
Trasa: https://goo.gl/maps/n1jC5LdketdRDY8E7
Od tego dnia zaczęła się fascynująca, dla mnie przynajmniej, wycieczka. Pierwszym punktem z naszej listy był Hardangerfjord. Ciągnie się od Oceanu Atlantyckiego aż do płaskowyżu Hardangervidda. Jest to czwarty najdłuższy fiord na świecie, a drugi w Norwegii. Chcąc dojechać do Bergen, gdzie zmierzałyśmy, musiałyśmy objechać ten fjord. Jest tu parę opcji tras, można skorzystać też z przeprawy promem, żeby skrócić sobie drogę. My miałyśmy sporo czasu, żeby do jechać do Bergen na kołach.
Kolejna fascynacja na trasie to wodospady, które były tuż przy drodze. Na krótkim odcinku było ich na prawdę sporo. Jeden z nich to Steinsdalsfossen. Położony ok. 70 km od Bergen. Można zupełnie bezpiecznie dojść zabezpieczoną alejką pod sam wodospad. Byłyśmy już zupełnie przemoczone i zziębnięte, ,więc tego nie zrobiłyśmy. Ale żal jest teraz ogromny. My byłyśmy w porze jesiennej, więc poziom wody nie był największy. Porą wiosenną podobno efekt jest piorunujący. Stojąc pod wodospadem huk wody jest niesamowity. Nie wyobrażam sobie co dzieje się mając nad głową spadającą wodę. Parędziesiąt metrów od wodospadu jest parking, więc wygodnie można zostawić sobie sprzęt.
Kolejną atrakcją trasy był Hardanger Bridge. Został oddany do użytku w 2013 roku i obecnie jest najdłuższym mostem wiszącym w Norwegii. Przejazd wprawdzie jest płatny, ale nie dla motocykli. Generalnie w Norwegii wszelkie przejazdy drogami, autostradami oraz tunelami są bezpłatne dla motocykli. I nie jest to bez znaczenia, bo opłaty do małych nie należą niestety. Wracając do mostu, wjeżdża się na niego niemal wprost z 1400metrowego tunelu. Najpierw w tunelu w osłupienie wprawiło nas rondo. Zaraz po wyjechaniu przepięknie prezentujący się most, przecinający Fiord Handanger.
Bergen niestety jest najbardziej deszczowym miastem w Norwegii. Pada tu przez 220 dni w roku. Jest drugim co do wielkości miastem w Norwegii i, jak to ktoś stwierdził, stoi mocno w opozycji do stołecznego Oslo. Jest tak jak Kraków – małe, prowincjonalne. Zanim mnie tu Krakowianie zlinczują, to od razu powiem, że to był cytat 😉 😉 Ale choć sama jestem z Krakowa, przyznaję, że dość trafny hehe
O samym mieście Bergen można znaleźć sporo informacji, praktycznie na każdej stronie poświęconej Norwegii. Najciekawsza część miasta to nabrzeże zwane Bryggen, które znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Spacer wzdłuż drewnianych budynków, po wyłożonych drewnem uliczkach jest naprawdę przyjemny.
Przyjeżdżając do Bergen warto zaplanować sobie tutaj chwilę postoju. Można wjechać kolejką Fløybanen, na wzgórze Fløyen. Widać stąd panoramę całego miasta i otaczające je wokół akweny wody. My tym razem nie miałyśmy na to czasu, ale zdarzyło mi się tam być przy innej okazji i szczerze polecam.
Na tym samym nabrzeżu co dzielnica Bryggen znajduje się targ rybny, który koniecznie trzeba zobaczyć. Oczywiście ceny niebotyczne. Nieopodal jest supermarket, w którym można kupić produkty w ludzkiej już cenie. Tuż obok targu rybnego jest informacja turystyczna (w sezonie czynna od 8:30 do 22:00) – warto zajrzeć. Są bardzo pomocni. Mają sporo map i informacji poświęconych różnym regionom Norwegii. Informacja turystyczna w Bergen: https://en.visitbergen.com/visitor-information/bergen-tourist-information
No i ciemna strona Bergen, o której muszę wspomnieć. Miałyśmy w zwyczaju zostawiać motocykle pod pokrowcem, jeśli stały na ogólnie dostępnych parkingach. Tutaj miałyśmy nocleg w samym centrum. Moim całym bagażem na ten wyjazd był kufer centralny oraz 35litrowa torba. Dodatkowo miałam jeszcze dwie sakwy po2litry oraz takie małe przytroczone do przednich gmoli. W sakwach miałam całą narzędziówkę, apteczkę, minikompresor, zestaw naprawczy i trufle z Polski… Wszystko zniknęło. Na nocleg zabierałam tylko torbę, reszta zostawała zawsze przypięta do motocykla. Do głowy mi nie przyszło, że w Norwegii ktoś się pokusi na sakwy. Ot nauczka na przyszłość. Cóż powiedzieć… trufli było szkoda … 😉 Przy okazji dowiedziałam się też, że kufer centralny i torba w zupełności wystarczają na zapakowanie całego dobytku.
Bergen to było miejsce, które pożarło ok 20% całego naszego budżetu. To miasto generalnie do tanich nie należy, noclegi nawet na obrzeżach cenowo powalają. Stwierdziłyśmy, że w takim razie idziemy na całość. Usłyszałam kiedyś od znajomego słowa, które na długo zapadły mi w pamięć …hehehe „Anka pamiętaj, masz żyć teraz tak, żeby siedząc kiedyś w bujanym fotelu i zarzucając cycki na plecy, z wypiekami na twarzy wspominać dzisiejsze czasy” . Tak więc na pewno wspominać będę kolację w portowej knajpce.
Nocleg: Augustin Hotel
Sundts Gate 22, Bergenhus, 5004 Bergen, Norwegia, Bergen,
Płatność na miejscu (1 790 NOK + 150 NOK parking 1 miejsce =~ 796 PLN + 75 PLN =~ 871 PLN / 3 =~ 290,34 PLN/os.) Ceny w Bergen – kosmos.